– Wpływy z biletów ze wszystkich stref to jakieś 7,5 mln zł. Jeśli miasto i okoliczne gminy zapłacą nam te 7,5 mln, to będziemy wozić ludzi za darmo. Inaczej nie da się tego zrobić, bo po prostu firma upadnie – mówi prezes MPK.
Spółka prowadzi dość rozbudowaną działalność dodatkową i uboczną: ma dostępną dla mieszkańców miasta stację paliw i stację diagnostyczną, umieszcza na swoich autobusach reklamy firm, wynajmuje plac itd. Rocznie zarabia na tym około 1 mln złotych, ale suma ta tylko zmniejsza kwoty, jakie miasto i gminy muszą już teraz przewoźnikowi dokładać.
– Trzeba w tym miejscu rozróżnić dwie rzeczy. Jedna to refundacja ulg: 50-procentowych, 75-procentowych i biletów zerowych. Jest to 4,1 mln zł rocznie. Druga sprawa to rekompensata. Ustawa o publicznym transporcie zbiorowym zobowiązuje jego organizatora do wyrównania straty między kosztami poniesionymi na organizację zaplanowanej komunikacji a kosztami poniesionymi faktycznie przez operatora. W budżecie na 2017 jest to ok. 3,2-3,3 mln zł. Sąsiednie gminy dają tu razem 1,5 mln zł, a miasto pozostałe 1,7-1,8 mln. Firma nie ma więc rezerw, które pozwoliłyby rozszerzyć ulgowe lub darmowe przejazdy bez wyrównania ze strony samorządów – wyjaśnia Krzysztof Dębiński.
Czy miasto i gminy stać będzie na to, by dokładać przewoźnikowi dwa razy tyle, co do tej pory? Przy obecnych problemach budżetowych wydaje się to wątpliwe. Oszczędności wynikające z czystszego powietrza i mniej rozjeżdżonych ulic nie budzą wątpliwości, tyle że trudno je opisać w konkretnych liczbach. Można się więc spodziewać, że pomysł będzie co jakiś czas wracał w publicznej debacie.
AB/Siedlce/DJ
Kwiecień 2024
