Do części z tych zarzutów prezes Marzena Komar i prezydent Andrzej Sitnik odnieśli się na początku września podczas konferencji prasowej ZOBACZ ZOBACZ 2, a niektóre kwestie znalazły się już wcześniej w wywiadzie prezes z połowy sierpnia ZOBACZ. Ale to nie uspokoiło sytuacji. Delegacja pracowników PE przyszła na sesję i powtórzyła swoje zarzuty, dodając wyrazy rozczarowania reakcją prezydenta. Spotkanie z załogą, do którego doszło po publikacji pierwszego listu, było przezeń nagrywane, a prezydent miał jednoznacznie wziąć stronę prezes. Sugestie braku dyscypliny i niewystarczającego zaangażowania w pracę (wyrażone przez władze miasta i spółki na późniejszej konferencji prasowej) pracownicy uznali za obraźliwe. Powtórzyli, że sytuacja w firmie jest tak zła, że grozi całemu miastu.
Radni zażądali wyjaśnień, ale nie tylko w sprawach pracowniczych i technicznych. Przy okazji podjęli również kwestię wcześniejszej sprzedaży nadmiaru węgla i stanu zapasów paliwa na najbliższy sezon grzewczy. Mówili o pobieranych z elektrociepłowni dywidendach i dociekali ich wpływu na ceny ciepła. Powrócił również temat rozbudowy elektrociepłowni o instalację termicznego przekształcania odpadów komunalnych – plan ten jest kwestionowany przez opozycję ze względu na wysokie koszty.
W odpowiedzi na zarzuty prezes PE kategorycznie oświadczyła, że nie ma obaw o ogrzewanie miasta najbliższej jesieni i zimy. Przedstawiła szczegółowe wyliczenia zużycia ciepła w poszczególnych miesiącach sezonu grzewczego, zestawione z mocą, jaką można uzyskać na kolejnych etapach modernizacji kotłowni. – W poprzednich latach zużycie we wrześniu zawierało się w przedziale 10-37 MW. Dwa działające teraz kotły dają 38 MW, a jeszcze przed końcem września przyjeżdża do nas Urząd Dozoru Technicznego, który ma dopuścić do użytku następny zmodernizowany kocioł. Z nim dojdziemy do 63 MW. W październiku zwykle potrzeba 19-63 MW, a my będziemy mieli wtedy 58-66 MW. W listopadzie wróci do użytku następny kocioł, który podniesie łączną dostępną moc kotłowni do 98 MW. Zwykle o tej porze roku potrzebne jest 65 MW. Zapotrzebowanie w grudniu to 40-90 MW, a my będziemy mieli wtedy 98 MW – wyliczała Marzena Komar. Zapewniła, że choć sezon grzewczy formalnie się jeszcze nie rozpoczął, to poszczególni odbiorcy mogą zgłaszać zapotrzebowanie i natychmiast ciepło otrzymają. Wątpiących zaprosiła do odwiedzenia zakładu, by naocznie przekonali się, ile kotłów jest na chodzie.
Prezes powtórzyła też wcześniejsze zapewnienia, że w razie jakichkolwiek problemów z kotłownią węglową można w każdej chwili uruchomić turbiny gazowe. Ich użytkowanie jest w tej chwili nieopłacalne, ale mogą zapewnić ciepło miastu, tyle że za wysoką cenę. Odnosząc się do powszechnie znanych problemów z paliwami poinformowała, że zamówionego węgla wystarczy do połowy lutego, a gazu (kupionego za atrakcyjną cenę poniżej 500 zł za MWh) – na cały pierwszy kwartał 2023 roku. Przerobienie dwóch kotłów z węgla na gaz pozwoli elastycznie reagować na warunki rynkowe i produkować samo ciepło albo ciepło i prąd, przy użyciu samego węgla, samego gazu albo jednego i drugiego – i w każdym przypadku dostawy dla mieszkańców będą zapewnione.
Roztrząsanie spraw pracowniczych na forum rady prezydent i prezes podjęli bardzo niechętnie, twierdząc, że powinno się to załatwiać wewnątrz firmy. Ale ponieważ sprawa stała się publiczna, a radni naciskali, Andrzej Sitnik oświadczył, że sygnałów od załogi nie zlekceważył i zajął się nimi niemal natychmiast. Została też o nich poinformowana rada nadzorcza. Marzena Komar akcentowała z kolei wyjątkową sytuację, w jakiej znalazło się przedsiębiorstwo: do podjęcia szeroko zakrojonej modernizacji zmusiły spółkę wchodzące od stycznia zaostrzone normy środowiskowe, bez spełnienia których elektrociepłownia zostałaby zamknięta (albo decyzją administracyjną, albo pośrednio, poprzez bardzo wysokie kary). To wymagało od całej załogi wielkiego wysiłku, któremu jej zdaniem nie wszyscy byli w stanie sprostać: – Trudno zarządzać ludźmi, którzy przyzwyczaili się do stabilizacji. Tyle pracy co teraz, od lat już nie było. Od nowych pracowników nie słyszę, że się nie da albo że będzie zrobione jutro. To świeża krew wlana do firmy i ci ludzie sobie radzą – stwierdziła prezes. Dodała, że zmiany na stanowiskach kierowniczych nie wiązały się ze zwolnieniami, tylko ze zmianą zakresu obowiązków, bez większych różnic w wynagrodzeniach. Odnosząc się do kwestii płac (jeden z pracowników, doświadczony automatyk mówił, że po 25 latach pracy zarabia zaledwie 3100 zł netto) Marzena Komar przypomniała, że do pensji zasadniczej dochodzą jeszcze premie: kwartalne i świąteczne (Wielkanoc, Boże Narodzenie, święto ciepłownika). Odrzuciła zarzut, że steruje firmą jednoosobowo i „ręcznie”. Zapewniła, że rozmawia ze związkami zawodowymi, a kluczowe decyzje modernizacyjne zostały wypracowane na naradach z kadrą techniczną.
Radni poczuli się tymi wyjaśnieniami trochę uspokojeni – choć nie wszyscy i nie do końca. Robert Chojecki uznał je za próbę maskowania własnych zaniedbań trudną sytuacją w kraju. Maciej Nowak zauważył, że pod względem technicznym prace w kotłowni odbywają się na krawędzi ryzyka i jeśli wynikną niespodziewane problemy, to mieszkańcom grozi zimno. Mariusz Dobijański stwierdził, że przyjmuje wyjaśnienia o technice i paliwie, ale zauważył, że spór z załogą nadal jest daleki od rozwiązania. Maciej Drabio oczekiwał tutaj większego zaangażowania rady nadzorczej i uzyskał od jej przewodniczącego zapewnienie, że tak się stanie. Kolejne rozmowy w PEC-u odbędą się już w poniedziałek rano.
AB
Paźdzernik 2025
