Jak i do czego?
Jak intensywna była w ciągu tego roku ich eksploatacja? – Robimy nim codziennie 60-100 kilometrów. Jeździmy na oględziny zgłoszonych do wycinki drzew, kontrole wywozu odpadów komunalnych i prace związane z utrzymaniem terenów miejskich. Wozimy nim różne rzeczy, np. karmę dla kotów, którą miasto dostarcza społecznym opiekunom, narzędzia, materiały i tak dalej – mówi Mariusz Myrcha, kierownik referatu infrastruktury.
MOPR używa swojego egzemplarza nieco mniej intensywnie, bo kilka razy w tygodniu, ale za to zdarza mu się wyjeżdżać dalej poza miasto. Dyrektor Adam Kowalczuk opisał nam to tak: – Gmina ma obowiązek przewozu dzieci, które sąd odbiera rodzicom i nakazuje umieścić w placówce opieki. Potrzebujemy samochodu osobowo-towarowego, a używany przez nas wcześniej stary Fiat Palio nie nadawał się już do wyjazdów poza miasto i musieliśmy w takich sytuacjach pożyczać samochód z kierowcą np. z „Domu nad Stawami”. Teraz możemy robić to sami. Pracownicy używają też tego samochodu do załatwiania spraw na mieście. Były nim ponadto wożone dokumenty do Warszawy. Pracownicy pojechali z duszą na ramieniu, czy uda się wrócić, ale nawet po powrocie został jeszcze zapas energii.
Przestawienie się na „elektryka” nie stanowiło problemu. Jeździ się nim tak samo jak samochodem z automatyczną skrzynią biegów, a jedyną większą różnicą jest konieczność ustawienia poziomu odzysku energii przy hamowaniu. Obeszło się bez specjalnych kursów. Pracownicy, którzy jeździli wcześniej samochodami ze skrzynią manualną, dostawali krótki instruktaż od bardziej doświadczonych kolegów i przyzwyczaili się do nowości po kilku dniach.

Kilka lat temu w Siedlcach pojawiło się parę ładowarek, ale miasto zostawia je do dyspozycji mieszkańców. Swoje pojazdy ładuje w swoich garażach. Urząd jeździ więcej i podłącza swój samochód do zwykłego gniazdka 230V co drugi dzień. MOPR robi mniejsze przebiegi, toteż ładuje swój pojazd co tydzień lub nieco rzadziej, korzystając z tzw. siły. Jest to proste w codziennym użytkowaniu, ale sprawia kłopot przy liczeniu kosztów. Owe gniazdka nie mają osobnych liczników, dlatego trudno powiedzieć, ile prądu idzie na samochody. Ładowanie ich akumulatorów wchodzi bowiem w ogólne zużycie prądu w miejskich budynkach. W niedalekiej przyszłości, kiedy MOPR przeprowadzi się do budynku po policji przy ulicy Prusa, mają się tam pojawić samochodowe ładowarki i wtedy będzie można ocenić, czy koszty ładowania dogoniły już koszty tankowania, czy jeszcze nie. Na razie pewne jest tylko to, że przez pierwszy rok eksploatacji e-samochodów nie trzeba było korzystać z gwarancji. Nic się nie zepsuło, poważniejszych problemów technicznych nie stwierdzono.
Będą następne?
Miasto spełniło nałożony przez ustawodawcę obowiązek i chwilowo nie planuje dalszych takich zakupów. Elektryczne samochody są bowiem sporo droższe w zakupie od klasycznych, nawet z państwową dopłatą. Może się to oczywiście zmienić, jeśli „zielony” trend się wzmocni i następna nowelizacja ustawy o elektromobilności zwiększy wspomniany wcześniej wskaźnik z obecnych 10 do np. 20 lub więcej procent. Póki co, do wdrożenia kilku (dokładnie trzech) elektrycznych autobusów przymierza się Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne. O jego przygotowaniach napiszemy więcej za kilka dni.
AB